Czwartkowa recenzja: Muza Jessie Burton, piękna okładka o przeciętnym wnętrzu
18:33Opowieść przedstawiona przez Jessie Burton jest dla mnie czymś pomiędzy "prostymi weekendowymi czytadłami" a "nieudanymi powieściami o konkretnym problemie". Trudno jest umieścić ją na jednej półce z prostymi historiami, mającymi za zadanie zrelaksować czytelnika, bo widać wyraźnie, że nie taki był zamiar autorki. Ale też nie jest to powieść chwytająca czytelnika za serce, pozostawiająca ślad w duszy, której pełnokrwistych bohaterów uwielbiamy albo nienawidzimy. Najgorsze jest chyba to wrażenie po przeczytaniu powieści, że gdzieś już coś takiego było, że historia nie jest obca czytelnikowi, a zakończenie nie zaskakuje. Powieść jest dla mnie po prostu poprawna, ale nic z niej nie wynika.
Kim jest Jessie Burton autorka Muzy?
Jessie Burton studiowała na Uniwersytecie Oksfordzkim, a pierwszą swoją debiutancką powieść- Miniaturzystka napisała prawdopodobnie w ukryciu przed rodziną i znajomymi, przynajmniej tak podają źródła. Pracowała w teatrze jako menadżer i aktorka. Prowadzi bloga, w którym opisuje swoje twórcze inspiracje, przemyślenia oraz opowiada o sobie, swoich planach i marzeniach. Dziewczyna przyznaje, ze jest osobą zamkniętą w sobie, antyspołeczną. Te wyznanie od razu skojarzyło mi się z Odelle, jedną z głównych bohaterek Muzy. Jessie w podsumowaniu 2016 roku pisze o swoich ostatnio przeczytanych książkach oraz tych, które zrobiły na niej wrażenie. Wśród autorów znajdują się takie nazwiska jak Ferrante, czy Strout. Uwielbiam twórczość obu pisarek, więc ciekawa jestem co poszło nie tak, że Muza Jessie Burton nie przypadła mi do gustu? Nie wiem. Natomiast dzięki otwartości autorki na blogu mogę zrozumieć niektóre cele jakie przyświecały Jessie Burton podczas pisania powieści.
O czym jest Muza Jessie Burton?
Na powieść składają się dwie historie- pierwsza opowiadająca o latach 30 XX wieku i pobycie rodziny Schlossów w Hiszpanii oraz druga opowiadająca losy pochodzącej z Trynidadu Odelle Baston. Obie historie łączą się za sprawą tajemniczego obrazu Rufina i lew. Trzeba tu przyznać, że Jessie Burton z wyczuciem dozuje czytelnikowi kolejne fakty z życia bohaterów dzięki czemu akcja cały czas trzyma w napięciu. Rodzina Schlossów postanawia wyprowadzić się na pewien czas do Hiszpanii ze względu na rosnące poparcie dla nazistów. Mają też nadzieję, że zmiana klimatu oraz otoczenia pozytywnie wpłynie na zdrowie psychiczne Sary- mamy Oliwii, a żony Harolda Schlossa. Oliwia pomimo bardzo skrytego usposobienia szybko zaprzyjaźnia się z Teresą miejscową dziewczyną pomagającą im utrzymać dom w porządku. Jest również oczarowana bratem Teresy- Izaakiem, który jest malarzem a ponadto troszczy się o dobro miejscowych pracowników i ludzi ubogich. Mężczyzna jest pełen pasji i wierzy, że dzięki zaangażowaniu w politykę może zmienić coś na lepsze w swoim kraju. Oliwia chłonie wszystko o czym opowiada jej rodzeństwo, zwłaszcza Izaak. Pewnego dnia mama Oliwii wpada na pomysł aby młody malarz namalował jej portret, który sprezentuje mężu. Zazdrosna Oliwia również chce znaleźć się na portrecie, dlatego młodzieniec postanawia namalować obie kobiety. Jednak kto tak naprawdę dla kogo tu jest tytułową Muzą? Nie mogę już więcej zdradzić.
Trzydzieści lat później w Londynie czarnoskóra Odelle stara się ułożyć sobie życie, a nie jest to wcale takie łatwe. Praca w sklepie obuwniczym nie jest jej życiową ambicją, poza tym na każdym kroku musi zmagać się z nietolerancję związaną z kolorem skóry. Na szczęście udaje jej się znaleźć pracę w Instytucie Skeltona, gdzie dostaje się pod skrzydła ekscentrycznej szefowej Quick. Równolegle na przyjęciu weselnym przyjaciółki poznaje miłego Lawriego Scotta, który pokazuje dziewczynie tajemniczy obraz wiszący do tej pory w sypialni jego matki. Odelle razem z Lawrim i dyrektorem instytutu starają się odnaleźć tożsamość autora dzieła. Jednak szefowa dziewczyny Marjore Quick podchodzi o obrazu bardzo emocjonalnie i wycofuje się z działań. Odelle zastanawia się, co może być powodem, że aktywna i zainteresowana sztuką Marjorie nie bierze udziału w poszukiwaniach. Czyżby skrywała jakąś tajemnicę?
W moim wyobrażeniu Muza miała być powieścią o rozterkach młodego artysty, braku akceptacji dla swoich dzieł, wstydu spowodowanego uzewnętrznieniem swoich emocji. Życie artysty nie jest łatwe. Najpierw wielki stres przychodzi z pierwsza publikacją dzieła. Wszystko co piszemy, malujemy, rzeźbimy, mówimy wszystko to po części wywodzi się z naszych przekonań, kultury, inspiracji, którymi się otaczamy. Myślę, że każdy twórca po raz pierwszy uzewnętrzniając cząstkę swojego życia w dziele odczuwa pewien wstyd związany z obnażaniem siebie, swoich emocji, myśli. Pewnie podobnie czuła Odelle, Oliwia, czy Izaak. Odelle i Oliwia to dwie kobiety o bardzo wrażliwym usposobieniu. Obie boją się jak ich dzieła zostaną odebrane. Oliwia tworzy w ukryciu, pokazując wyniki swojej pracy jedynie przyjaciółce Teresie. Natomiast Odelle zaczyna tworzyć dopiero po namowie Quick, boi się bardzo stanąć ze swoim opowiadaniem oko w oko z szefową, więc podrzuca jej kopie na biurko podczas nieobecności Quick. Pewnie podobnie czuła Jessie Burton pisząc Muzę, swoją drugą powieść. Upublicznienie, podpisanie dzieła swoim imieniem i nazwiskiem powoduje, że odbiorcy mają wobec nas pewne oczekiwania. Chcą aby następne nasze prace były tak samo dobre albo i jeszcze lepsze. Gdy twórca pozostaje w ukryciu jak np. Elena Ferrante nie odczuwa takiego nacisku ze strony opinii publicznej. O tym samy pisze Jessie Burton na swoim blogu. Myślę, że autorka chciała ukazać jak strach przed opinią innych wpływa na twórczość artysty. Jednak coś poszło nie tak i Muza nie potrafiła wciągnąć mnie to tego artystycznego świata. Może za sprawę postaci, które były według mnie bardzo mało realistyczne. Autorka szczególnie ma problem z kreowaniem męskich bohaterów. W powieści mężczyźni mają rolę bardzo marginalną. Praktycznie można powiedzieć, że są pionkami, które muszą być, prowadzić jakieś dialogi, wykonywać jakieś czynności aby akcja potoczyła się dalej.
Mam nadzieję, że nie zostanę zlinczowana za opinię o tej powieści, zwłaszcza, że zbiera ona same pozytywne oceny na portalach internetowych. Niestety dla mnie największą udręką Muzy były bardzo płytkie postaci. Zwłaszcza Odelle, której na początku powieści nie mogłam ścierpieć. Jej rozmowy z innymi osobami, myśli to wszystko nie było spójne. Poza tym bohaterka ta ma oznaczać się wielką "wrażliwością", a jak dla mnie jest zadufaną w sobie kobietą. Ta wrażliwa pisarka ocenia ludzi po wyglądzie, szufladkując i dzieląc ich na lepszych i gorszych. Niestety postać nie jest spójna albo jest delikatna i wrażliwa albo ambitna, zadufana w sobie i nastawiona na sukces. Pogarda i takie fałszywe współczucie Odelle dla ludzi mniej wykształconych, mniej inteligentnych, inaczej ubranych było bardzo denerwujące. Widać, że autorka Muzy nie wczuła się w sytuację czarnoskórej emigrantki, bo niektóre jej rozmowy z szefową są wręcz śmieszne. Zwłaszcza obraz Londynu według Odelle, który stworzyła sobie studiując i czytając (o zgrozo!) Dickensa. Głupio jest zadać pytanie, czy autorka czytała kiedykolwiek, jakąkolwiek książkę tego Pana? On raczej nie przedstawia Londynu jako miejsca, gdzie każdy jest "szacowanym deputowanym, sędzią lub arystokratą". Raczej też nie przedstawia Londynu jako miasta dobrobytu. Kolejną rzeczą, która bardzo mnie denerwowała jest próba pokazania różnic w wykształceniu pomiędzy Odelle a jej przyjaciółką. Irytowało mnie takie sztuczne dodawanie błędów stylistycznych do słów dziewczyny. Nie wiem czy dla Jessie Burton każda osoba gorzej wykształcona musi robić błędy językowe? Drugie tyle można by było pisać o Izaaku, który jest jedynie pionkiem pchającym akcje powieści do przodu. Jest bardzo bezbarwnym bohaterem, nie mającym swojego zdania, praktycznie pojawia się tylko po to aby spowodować jakiś zwrot akcji. A przecież można było zbudować pełnokrwistą postać malarza, stłamszonego, mającego świadomość swojej przeciętności i ograniczeń. To mogła być naprawdę dobra postać. Sama fabuła powieści i opowieść o Odelle oraz Oliwii jest dobra. Pomimo moich narzekań nie mogę doczepić się akcji. Autorka bardzo dobrze wie kiedy wprowadzić czytelnikowi dodatkowe informacje aby go zaciekawić, czy spowodować zmianę w akcji. Muza Jessie Burton dla wielu osób będzie na pewno idealną lekturą na leniwe zimowe popołudnie lub weekend. Jednak ja spodziewałam się od autorki czegoś więcej. Może zmyliły mnie pozytywne komentarze, a może po prostu myślałam, że dostanę coś innego. Trudno, tak czasem bywa z bestsellerami.
A co Ty myślisz o Muzie Jessie Burton? Czytałeś już tą powieść? Może odbierasz ją całkowicie inaczej? A może czytałeś wcześniej Miniaturzystkę? Podziel się ze mną swoją opinią w komentarzu.
Muza Jessie Butron, czyli tożsamość artysty
W moim wyobrażeniu Muza miała być powieścią o rozterkach młodego artysty, braku akceptacji dla swoich dzieł, wstydu spowodowanego uzewnętrznieniem swoich emocji. Życie artysty nie jest łatwe. Najpierw wielki stres przychodzi z pierwsza publikacją dzieła. Wszystko co piszemy, malujemy, rzeźbimy, mówimy wszystko to po części wywodzi się z naszych przekonań, kultury, inspiracji, którymi się otaczamy. Myślę, że każdy twórca po raz pierwszy uzewnętrzniając cząstkę swojego życia w dziele odczuwa pewien wstyd związany z obnażaniem siebie, swoich emocji, myśli. Pewnie podobnie czuła Odelle, Oliwia, czy Izaak. Odelle i Oliwia to dwie kobiety o bardzo wrażliwym usposobieniu. Obie boją się jak ich dzieła zostaną odebrane. Oliwia tworzy w ukryciu, pokazując wyniki swojej pracy jedynie przyjaciółce Teresie. Natomiast Odelle zaczyna tworzyć dopiero po namowie Quick, boi się bardzo stanąć ze swoim opowiadaniem oko w oko z szefową, więc podrzuca jej kopie na biurko podczas nieobecności Quick. Pewnie podobnie czuła Jessie Burton pisząc Muzę, swoją drugą powieść. Upublicznienie, podpisanie dzieła swoim imieniem i nazwiskiem powoduje, że odbiorcy mają wobec nas pewne oczekiwania. Chcą aby następne nasze prace były tak samo dobre albo i jeszcze lepsze. Gdy twórca pozostaje w ukryciu jak np. Elena Ferrante nie odczuwa takiego nacisku ze strony opinii publicznej. O tym samy pisze Jessie Burton na swoim blogu. Myślę, że autorka chciała ukazać jak strach przed opinią innych wpływa na twórczość artysty. Jednak coś poszło nie tak i Muza nie potrafiła wciągnąć mnie to tego artystycznego świata. Może za sprawę postaci, które były według mnie bardzo mało realistyczne. Autorka szczególnie ma problem z kreowaniem męskich bohaterów. W powieści mężczyźni mają rolę bardzo marginalną. Praktycznie można powiedzieć, że są pionkami, które muszą być, prowadzić jakieś dialogi, wykonywać jakieś czynności aby akcja potoczyła się dalej.
Moja opinia o Muzie Jessie Burton
Mam nadzieję, że nie zostanę zlinczowana za opinię o tej powieści, zwłaszcza, że zbiera ona same pozytywne oceny na portalach internetowych. Niestety dla mnie największą udręką Muzy były bardzo płytkie postaci. Zwłaszcza Odelle, której na początku powieści nie mogłam ścierpieć. Jej rozmowy z innymi osobami, myśli to wszystko nie było spójne. Poza tym bohaterka ta ma oznaczać się wielką "wrażliwością", a jak dla mnie jest zadufaną w sobie kobietą. Ta wrażliwa pisarka ocenia ludzi po wyglądzie, szufladkując i dzieląc ich na lepszych i gorszych. Niestety postać nie jest spójna albo jest delikatna i wrażliwa albo ambitna, zadufana w sobie i nastawiona na sukces. Pogarda i takie fałszywe współczucie Odelle dla ludzi mniej wykształconych, mniej inteligentnych, inaczej ubranych było bardzo denerwujące. Widać, że autorka Muzy nie wczuła się w sytuację czarnoskórej emigrantki, bo niektóre jej rozmowy z szefową są wręcz śmieszne. Zwłaszcza obraz Londynu według Odelle, który stworzyła sobie studiując i czytając (o zgrozo!) Dickensa. Głupio jest zadać pytanie, czy autorka czytała kiedykolwiek, jakąkolwiek książkę tego Pana? On raczej nie przedstawia Londynu jako miejsca, gdzie każdy jest "szacowanym deputowanym, sędzią lub arystokratą". Raczej też nie przedstawia Londynu jako miasta dobrobytu. Kolejną rzeczą, która bardzo mnie denerwowała jest próba pokazania różnic w wykształceniu pomiędzy Odelle a jej przyjaciółką. Irytowało mnie takie sztuczne dodawanie błędów stylistycznych do słów dziewczyny. Nie wiem czy dla Jessie Burton każda osoba gorzej wykształcona musi robić błędy językowe? Drugie tyle można by było pisać o Izaaku, który jest jedynie pionkiem pchającym akcje powieści do przodu. Jest bardzo bezbarwnym bohaterem, nie mającym swojego zdania, praktycznie pojawia się tylko po to aby spowodować jakiś zwrot akcji. A przecież można było zbudować pełnokrwistą postać malarza, stłamszonego, mającego świadomość swojej przeciętności i ograniczeń. To mogła być naprawdę dobra postać. Sama fabuła powieści i opowieść o Odelle oraz Oliwii jest dobra. Pomimo moich narzekań nie mogę doczepić się akcji. Autorka bardzo dobrze wie kiedy wprowadzić czytelnikowi dodatkowe informacje aby go zaciekawić, czy spowodować zmianę w akcji. Muza Jessie Burton dla wielu osób będzie na pewno idealną lekturą na leniwe zimowe popołudnie lub weekend. Jednak ja spodziewałam się od autorki czegoś więcej. Może zmyliły mnie pozytywne komentarze, a może po prostu myślałam, że dostanę coś innego. Trudno, tak czasem bywa z bestsellerami.
Oceniam Muzę Jessie Burton na 6/10.
A co Ty myślisz o Muzie Jessie Burton? Czytałeś już tą powieść? Może odbierasz ją całkowicie inaczej? A może czytałeś wcześniej Miniaturzystkę? Podziel się ze mną swoją opinią w komentarzu.
10 komentarzy
Na tym polega czytanie książek, każdy z nas ma prawo do swojej opinii, każdy inaczej nieco przeżywa fabułę, wczuwa się w klimat, czy podąża za czymś tym nieuchwytnym, wynikającym z naszych doświadczeń życiowych i przemyśleń. I to właśnie tak bardzo mi się w książkach podoba, w indywidualny sposób nawiązują nić z czytelnikiem, albo wystawiają się na próbę. :)
OdpowiedzUsuńTak, każdy czytelnik inaczej odbiera przeczytaną historię. Czasami te różnice mogą być tak diametralne, że wydaje się jakbyśmy czytali dwie różne zupełnie książki. Na odbiór powieści w dużej mierze wpływa nasze życiowe doświadczenie i przekonania. Jeśli znamy autora z wcześniejszych dzieł i bardzo lubimy jego styl, też zazwyczaj dajemy mu ciut lepszą ocenę właśnie ze względu na sympatię. Może gdybym przeczytała Miniaturzystkę styl Jessie Burton bardziej by mnie porwał. Jednak nie ma co gdybać, nie podobało się i już. Pora znaleźć sobie nową lekturę.
UsuńMi ta powieść bardzo przypadła do gustu i należy do jednych z moich ulubionych, ale rozumiem Twoją opinię i ją bardzo szanuję :) Nie każdemu spodoba się ta powieść. Ja odebrałam ją inaczej :)
OdpowiedzUsuńTo w książkach jest najlepsze, że każdy odbiera je inaczej. Ja lubię "Achaję" Ziemiańskiego mimo, że zbiera straszliwe opinie. Po części zgadzam się z tymi wszystkimi opiniami o seksizmie i niepotrzebnych przekleństwach, ale czytałam tę książkę w momencie, kiedy potrzebny był mi brutalny "kop w tyłek", a głupie frazesy z powieści typu "pamiętaj nikt nie pamięta tych co pięknie walczą tylko tych co wygrywają" itp. bardzo mnie zmotywowały.
Usuńja dopiero zaczęłam czytać Muzę, i tak naprawdę okładka książki mega przyciąga. a same pozytywne komentarze mogą być skutkiem takim, że wiele osób nie zdaje sobie sprawę jaki obraz Londynu przedstawia Dickens (albo nie pamiętają) więc to ich nie zraziło.
OdpowiedzUsuńAle bardzo dobrze, że napisałaś o tych minusach :) a ja jestem ciekawa jakie na mnie zrobi wrażenie :D
Daj znać, jak Tobie spodobała się Muza. Jak napisałam w recenzji historia artysty, czy historia obrazu nie jest taka zła. Książkę czyta się szybko, zwroty akcji są tak gdzie powinny być tylko bohaterowie i błędy merytoryczne odejmują uroku powieści.
UsuńA właśnie miałam po nią sięgnąć. I bardzo dobrze, że trafiłam na ten wpis. Póki co odpuszczę sobie - chyba, że na prawdę nie znajdę nic fajnego, to zajrzę
OdpowiedzUsuńDziękuję za recenzję i za uczciwość, a nie tylko słodzenie :)
Pozdrawiam
Jeśli masz coś lepszego po ręką to odradzam sięgać po "Muzę". Chociaż sama historia nie jest wcale taka zła, tylko bohaterowie i błędy merytoryczne obniżają jej wartość.
UsuńBardzo wyczerpująca recenzja :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję, mam nadzieję, że się podobała.
UsuńZapraszam do dyskusji na temat książek i pisarzy:)